Piękny to i dziwny kraj. Nadal rządzi tu reżim Castrów. To kraj w pewnym sensie apartheidu stworzonego przez Fidela własnym obywatelom, którzy nie mają dostępu do wielu miejsc dla turystów jak hotele, ośrodki, niektóre lokale. Bardzo ograniczony jest dostęp do kontrolowanego internetu. Uwolniono niektóre dziedziny życia jak np."paladar" czyli prywatne małe restauracyjki czy jadłodajnie, "casa particulares" czyli prywatne kwatery, prywatne taksówki(nigdy nie działają w nich liczniki i taksometry), drobny handel. Ci , którzy mają dostęp do turystów i prowadzą własny biznes, mają się relatywnie dobrze, stać ich na lepsze jedzenie, ubrania. Nie wspominając o "jineteras" czyli naganiaczach/oszustach, których pełno szczególnie w Hawanie. Na ulicach królują amerykańskie auta głównie z lat 50-tych, których sporo pojawia się w tej galerii. Nadają niesamowity klimat temu pięknemu i biednemu krajowi. Kubańczycy okradają swój kraj na każdym kroku, choć właściwie powinienem powiedzieć, że biorą po prostu to, co należy do nich , bo jest państwowe, jak u nas za komuny. Sprzedaż biletów bez ich wydawania lub ich ponowna sprzedaż po odebraniu turyście to standard. Kubańczycy kombinują na każdym kroku by przetrwać, czemu trudno się nawet dziwić, pamiętając co działo się w Polsce jeszcze nie tak dawno temu.
Reżim na Kubie żyje w dużej mierze podtrzymywany kroplówką w postaci twardej waluty płynącej z turystyki. Kuba odwiedzana jest przez kilka milionów turystów, głównie z Kanady, Europy. Amerykanie nie mają tam wstępu ze względu na embargo nałożone na Kubę jeszcze za czasów Busha. Szacuje się, że gdyby pozwolić Amerykanom na nieograniczony wjazd na wyspę, to odwiedzałoby ją rocznie kilkanaście milionów obywateli USA. A to znów podrzymywałoby dyktaturę.
